Truposze nie umierają – Spokojne miasteczko Centerville walczy z watahą zombie. Martwi wychodzą z grobów i brutalnie atakują mieszkańców, aby się nakarmić.
Kino o zombie często, zamiast na festiwalach klasy A, gości na zakrapianych alkoholem wieczornych pokazach w zatęchłych domach kultury. Już Romero dowiódł jednak, że filmy o truposzach nie powinny być deprecjonowane, ponieważ mogą być podszyte głębszymi refleksjami na temat rzeczywistości. Jarmusch poszedł krok dalej. De konstruując gatunek, ograbił go z najatrakcyjniejszych elementów. Ciągłego napięcia, suspensu i tego, co w horrorze jest najbardziej pociągające, a więc grozy.
Okazuje się, że nie musiał być to strzał w kolano. Nie zmienia to faktu, że „Truposze nie umierają” to jednak film przeznaczony bardziej dla fanów reżysera i kinofili, czerpiących przyjemność z samej refleksji nad medium filmowym, aniżeli fanów kina grozy. Ci pierwsi z pewnością będą zaśmiewać się z ironicznych dialogów typowo Jarmuschowskich bohaterów. Drudzy zaś, przyzwyczajeni do szybszego tempa akcji, mogą odczuć znużenie na miarę włóczącego się po miasteczku Iggy’ego Popa.