
Proxima – Sara (Eva Green) jest astronautką. Jako jedyna kobieta bierze udział w wyczerpującym szkoleniu Europejskiej Agencji Kosmicznej. Każdego dnia, pod kontrolą maszyn i specjalistów, poddana ekstremalnym warunkom jakie panują na statku kosmicznym, ćwiczy wytrzymałość swojego organizmu. Jej codzienność to nie tylko mordercze treningi, ale również ciągłe udowadnianie męskiej części załogi, że zasługuje na miejsce w zespole. W domu zrzuca skafander i jest mamą 7-letniej Stelli. Kiedy zostaje wybrana na członka załogi misji „Proxima”, jej dotychczasowe życie zaczyna się komplikować. Jako astronautka jest gotowa, by spełnić swoje marzenia i polecieć w kosmos, jako mama boi się rozłąki z córką. Każda decyzja jest dobra i zła jednocześnie. Wyprawa w kosmos czasami okazuje się mniejszym wyzwaniem niż zwykłe życie na Ziemi. Fabuła filmu jest podobna do tej którą widzimy w Interstellar.
Największe siły Proximy? Macierzyństwo, lingwistyka i podejście do kosmosu. Zaczynając od tego ostatniego i nawiązując do moich poprzednich słów – tak, mimo tak różnorodnej, wielojęzycznej obsady, Proxima to produkcja przede wszystkim skromna. Wyraża to najdosadniej poprzez ukazanie przygotowań do podróży w kosmos. Brak tu sterylnych, białych pomieszczeń znanych z tak wielu filmów o tej samej tematyce. Znajdziemy za to babcine dywany, nieestetyczne szafki i niemodne posadzki. W takim otoczeniu i z rosnącą tęsknotą za córką, głównej bohaterce łatwo jest zwątpić — czy aby poprzez pobyt tu, nie jestem gorszą matką?